Z głodu wszystko smakuje lepiej, czyli jak Takoyaki wygrało z jelonkami

Takoyaki i okonomiyaki, Nara, Japonia

Po wygramoleniu się z pociągu i nasyceniu oczu krajobrazami niczym z japońskich animacji, dotarliśmy do Nara. A w Nara, jak to w Nara – pierwsza stacja to park jelonków i sarenek. Miniaturowe, słodkie rogacze podchodzą blisko, robią maślane oczy i generalnie są urocze… dopóki człowiek nie zgłodnieje. A gdy człowiek głodny – to wiadomo, robi się zły.

W związku z tym wyruszyliśmy na poszukiwanie jedzenia. Marzył nam się miseczka parującego ramenu, ale ramen jak na złość schował się przed nami gdzieś w innej galaktyce. Za to na horyzoncie pojawił się ogromny szyld OKONOMIYAKI i tłum wylewający się z mikroskopijnej jadłodajni. Widząc to, uznaliśmy, że skoro wszyscy tam idą, to i my idziemy – jak lemingi, ale z klasą.

Problem polegał na tym, że do środka nie dało się nawet zajrzeć. Przed lokalem stał mikro tarasik, na nim mikro stolik, przy nim aż dwie osoby, które – niespodzianka! – okazały się Polakami. Jak to mówią: Polak Polaka znajdzie wszędzie, nawet na drugim końcu świata, w mikroskopijnym barze z ośmiornicą.

Pani Japonka, dowodząca tym kulinarnym przybytkiem, kilka razy wychodziła, grzecznie informując, że nie ma miejsca i trzeba czekać. Czekaliśmy, umilając sobie czas rozmową z nowo poznaną parą. I pewnie czekalibyśmy dalej, gdyby nie ten jeden, niepokojący dźwięk. Głos wewnętrzny, demoniczny i złowieszczy, mówiący: „JESTEŚ GŁODNY, ZJEDZ COŚ NATYCHMIAST!”.

Pod presją głodowego opętania odeszliśmy kawałek, ale okonomiyaki nie dawały nam spokoju. Wróciliśmy, lecz w naszym miejscu w kolejce stał już ktoś inny. I to nie byle kto – ta osoba wyprostowała się z dumą i oznajmiła: „MY TU PIERWSI CZEKALIŚMY!”. Atmosfera gęstniała niczym sos do okonomiyaki.

I wtedy pojawiła się ona – nasza znajoma japońska zarządczyni, która powiedziała magiczne słowa: „Miejsce się znajdzie! HOT PLACE dla was!”. Cokolwiek by to nie znaczyło – byliśmy w stanie przyjąć każde miejsce, byle z jedzeniem.

Zaraz potem okazało się, że „hot place” to nic innego jak kulinarna pierwsza klasa. Siedzieliśmy w miejscu, skąd mogliśmy podziwiać, jak kucharka z gracją przewraca placki okonomiyaki i smaży takoyaki. Zapomnieliśmy o głodzie, bo oto mieliśmy teatr kulinarny na żywo – wersja premium.

Kiedy wreszcie dostaliśmy nasze dania, nie mogliśmy uwierzyć, jak bardzo warto było czekać. Smaki były obłędne, a całe doświadczenie tylko podkręcało doznania. Udowodniliśmy na własnych żołądkach, że jedzenie smakuje lepiej, kiedy towarzyszy mu odrobina losowych przygód (patrz: Marketing 6.0 – Przyszłość jest immersyjna, Kotler i inni, rozdział 8 Marketing multisensoryczny).

I choć do Nara przyjechaliśmy dla jelonków, to ostatecznie wspomnienie takoyaków i okonomiyaków zostanie z nami na zawsze. A o rogaczach? To już już inna historia :))) Polecamy restaurację TAKOMI (https://maps.app.goo.gl/uPRiXiF1UQFPcHiU7 )! Nie omińcie tego miejsca będąc w Nara!

brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *