Koh Mak bez mitów: Co się dzieje, gdy zachorujesz na rajskiej wyspie?

Koh_Mak_Cape_Tajlandia

Czy wiesz, że w Tajlandii ponad 1,3 miliona turystów rocznie korzysta z lokalnej opieki zdrowotnej? Kraj słynie z turystyki medycznej na najwyższym poziomie – również na małych, egzotycznych wyspach. A jeśli myślisz, że Koh Mak to tylko hamaki, plaża i kokos prosto z drzewa – pora obalić kilka mitów.

Mówi się, że małe wyspy to raj tylko do czasu, aż coś się wydarzy. Że nie ma internetu, opieki medycznej, porządnych dróg, a już na pewno nie szpitali. Te opowieści to klasyczne „urban legends” rodem z forów podróżniczych sprzed dekady. A jak jest naprawdę?

Przekonałam się o tym osobiście. Choć nie było to planowane, moje spotkanie z tajskim lekarzem i jego pielęgniarką było… dość emocjonujące. A podniesione tętno nie wynikało tylko z uroku doktora. Najpierw zjadłam owoce morza, które przypomniały mi o sobie ze zdwojoną siłą już o poranku. Potem – rozkojarzona i osłabiona – z pełnym impetem uderzyłam małym palcem u stopy w metalową barierkę przed hotelem. Efekt? Brunatna opuchlizna i konieczność wizyty w lokalnym szpitalu.

Wyspa Koh Mak, choć kameralna, ma własny punkt medyczny, który działa sezonowo od listopada do końca kwietnia – wtedy, gdy promy kursują regularnie, a wyspa tętni życiem. Trafiłam tam w sobotnie, upalne popołudnie, w towarzystwie opiekunki grupy i tajskiej przewodniczki. Nasz transport? Klasyczna mini-ciężarówka z plandeką, służąca na wyspie jako lokalna „taksówka”.

Po przybyciu – zgodnie z tajską tradycją – zostawiłyśmy buty przed wejściem. Klinika składała się z poczekalni, biurka recepcji i sali diagnostycznej, wyposażonej w przenośny aparat rentgenowski oraz zestaw do pomiaru ciśnienia i tętna. Cała procedura – od wejścia do wyjścia – zajęła nie więcej niż 30 minut. Lekarz mówił prostym angielskim, był rzeczowy, spokojny i… niezwykle uprzejmy.

Cena? 600 THB, czyli ok. 73 zł. Za te pieniądze: wywiad, prześwietlenie, pomiar ciśnienia, zaświadczenie do ubezpieczenia, rachunek. Tydzień później środki wróciły na moje konto w złotówkach. Ubezpieczyciel szybko zadziałał. Cały proces był szybki, przejrzysty i bez stresu. Warto wiedzieć, że w sezonie szpital przyjmuje zarówno mieszkańców, jak i turystów, a w nagłych przypadkach transport medyczny z Koh Mak odbywa się łodzią na stały ląd – najczęściej do szpitala w Trat lub Bangkoku.

Ciekawostka? Wiele klinik w Tajlandii – nawet na wyspach – posiada sprzęt cyfrowy, integrację z aplikacjami medycznymi oraz umożliwia komunikację z zagranicznymi ubezpieczycielami. Leczenie turystów to część dobrze rozwiniętego systemu.

I teraz najzabawniejsze: w całym tym zamieszaniu zapomniałam o jednym – że nawet w Polsce złamany mały palec u stopy… pozostaje nietknięty. Nie nastawia się go. Nic z tym nie robi. Po prostu boli i trzeba poczekać. Tajlandzki lekarz, widząc moją minę, tylko się uśmiechnął i powiedział z powagą: „You will survive. But no more kicking fences.” – „Przeżyjesz. Ale więcej nie kop w ogrodzenia.”

To doświadczenie nie tylko obaliło mity o braku opieki zdrowotnej na małych wyspach, ale pokazało, jak przyjazne i funkcjonalne potrafią być lokalne rozwiązania. Koh Mak może i jest maleńką kropką na mapie, ale pod względem bezpieczeństwa – działa jak dobrze naoliwiony mechanizm.


Koh Mak to jedna z nielicznych wysp w Tajlandii, która jest własnością prywatną – należy do pięciu rodzin, które wspólnie zarządzają rozwojem turystyki i chronią ją przed masową komercjalizacją. Dzięki temu, nawet w sezonie, nie znajdziesz tam tłumów ani wielkich kurortów. To raj – również w razie potrzeby wizyty… w rajskim szpitalu.

brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *